Spokojnie. Wcale nie zamierzam namawiać do wyruszenia z aparatem w plener tylko po to, by zrobić jakiekolwiek zdjęcia – w obawie przed powrotem do domu z pustą kartą czy filmem. Wręcz przeciwnie. Z otaczającego chaosu kształtów, kolorów, wrażeń warto wyłuskać te fragmenty, które będą przemawiać do odbiorcy swoim wyjątkowym nieskomplikowaniem. Porzuć więc dziś pragnienia o wielu planach mrugających do ciebie z każdego kąta obrazu kolejną formą, linią czy fakturą. Prostota bowiem wcale nie musi być synonimem wizualnego ubóstwa.
Zamęt dominujący w przestrzeni, w której poruszamy się na co dzień, często powoduje nostalgię za życiem nieco prostszym. Czy nie dlatego w ciepły weekend siadasz na rower, by powłóczyć się bez celu wśród drzew, poleżeć w słońcu nad wodą, popatrzeć na chmury? Czy nie dlatego zwykła kiełbasa upieczona nad ogniskiem smakuje czasem lepiej niż wymyślne specjały w modnej restauracji? Czy nie wygodniej ci w sandałach i podkoszulku, z plecakiem niż w garniturze, żakiecie i z laptopem pod pachą? Powiesz – jasne, wszyscy chcielibyśmy mieć urlop przez większą część życia, ale to nie takie proste. Cóż, co racja, to racja – nie mam dziś recepty na osiągnięcie finansowej niezależności. […]
Fot. Cezary Dębowski. Ostre cięcie
Czy to nie inspirujące, że nawet gdy dwie osoby z aparatami trafiają w tę samą okolicę, to każda z nich widzi ją inaczej? Podstawową właściwością fotografii jest wszak to, że pozwala zamknąć w ramkach wizjera tylko wybrane przez ciebie elementy. Po zrobieniu zdjęcia nie ma znaczenia, co jeszcze było w tym miejscu, poza ostatecznym kadrem. To sytuacja trochę podobna do tej, w której pokazujesz różnym osobom jedno ze zdjęć zro-bionych ostatniej wiosny. Dla pierwszej ważny jest koń widoczny w oddali. Dla drugiej – gawron na tle nieba. Trzecia szczególnie zwraca uwagę na równo zaorane skiby ziemi. Po chwili rozmowy zaś okazuje się, że dla ciebie – autora – najistotniejszy był ciekawy układ chmur.
Rosło drzewo gdzieś nad wodą. Jego konary zwisały nisko i mogły niczym rama obejmować kadr od góry. Był pod stopami brzeg z zaroślami. Mogłem z niego zrobić solidny fundament gdzieś u dołu. Była łacha piasku. Mogła świetnie udawać wyspę albo plażę. Był kamień – okrągły, ciężki i mokry. Można by go umieścić w mocnym punkcie. Była i tarcza słońca. Mogła sobie fruwać gdzieś w kącie.
Dziś jednak nie ma ich na moim zdjęciu. Dziś chcę opowiedzieć prostą historię. Dziś wybrałem właśnie tak. Bo mogę.
Nikon D200, matrycowy pomiar światła z korekcją –1 EV, obiektyw 20-35/2,8 przy ogniskowej 26 mm (odpowiednik 39 mm dla pełnej klatki/małego obrazka), przysłona – f/11, czas automatycznie dobierany do przysłony – 1/800 sekundy, ISO 100, zdjęcie z ręki, plik RAW
Fot. Cezary Dębowski. W oceanie mgieł
Z reguły kiedy mglistym porankiem wybieram się w plener, liczę na to, że wschodzące słońce dość szybko „wgryzie” się w okrywającą ziemię wilgotną pierzynę, a spływające z nieba ciepło spowoduje jej dość szybkie ruchy. Wtedy opar gdzieś tam się podnosi, gdzie indziej opada, by w końcu rozproszyć się w niebycie. Spektakl oświetlony ciepłymi promieniami nie trwa długo, ale jest wdzięcznym tematem wielu moich fotografii. Kiedy z kolei warstwa mgły sięga naprawdę wysoko, nie ma szans na podobne atrakcje, ponieważ światło długo nie przedrze się przez jej odmęty. To sytuacja może nie tak widowiskowa, bo niesie ze sobą obraz bardziej nostalgiczny i stonowany, lecz również godna zainteresowania. Zmiękczający, niebieskawy „filtr” zdecydowanie upraszcza kompozycję, przysłaniając plany bardziej odległe i powoduje, że nawet trywialne motywy okryte delikatnym obłokiem stają się intrygujące i tajemnicze. Minęło już sporo czasu odkąd pianie kogutów obwieściło rozpoczęcie nowego dnia, a mimo to okolica była nadal pogrążona w półśnie i wcale nie nosiła się z zamiarem wyzwolenia z jego objęć. Brodziłem wśród bezkresu odpoczywających połaci pól. Byłem tu nie po raz pierwszy, jednak dopiero teraz, kiedy perspektywa powietrzna była tak wyrazista, zwróciłem uwagę na jakże ciekawą rzeźbę terenu. By zagęścić kolejne zróżnicowane jasnością pasma – idealny minimalistyczny kadr wyglądający trochę jak fragment dna
oceanu – wykroiłem z rzeczywistości długą ogniskową. Chyba nie jest zbytnio przeładowany
informacją, prawda?
Nikon D200, matrycowy pomiar światła z korekcją –1 EV, obiektyw 80-200/2,8 przy ogniskowej 200 mm (odpowiednik 300 mm dla pełnej klatki/małego obrazka), przysłona – f/16, czas automatycznie dobierany do przysłony – 1/180 sekundy, ISO 100, statyw, plik RAW.
Coraz więcej ludzi, budynków, dróg, samochodów, billboardów – taka jest dzisiejsza rzeczywistość. Przewijający się przed naszymi oczami kalejdoskop murów, blach, szyldów i szkła często skłania do szukania schronienia przed jego natłokiem na łonie natury. Nie oznacza to bynajmniej, że tuż za miastem rozciąga się idylliczna, rajska kraina, w której nic tylko fotografować. Tam również trzeba mieć świadomość, że tak jak na wielu innych polach – dużo nie zawsze znaczy dobrze. Zwykle nieuzbrojone oko dość dobrze radzi sobie z przestrzenią, w której się znajdzie, dokonując na bieżąco selekcji motywów „ważnych”. Robiąc zdjęcie, nie mamy możliwości skorzystania z „filtra” który w naszym mózgu rozmywa obszary mniej interesujące, bo wszystko, co widzi obiektyw, znajdzie się na gotowym obrazie. Dlatego wiele ujęć staram się oczyszczać z elementów niewiele wnoszących lub wręcz przeszkadzających w odbiorze, tak by ograniczyć ich ilość do naprawdę niezbędnego minimum. Nie znaczy to jednak, że zawsze staram się zbliżyć maksymalnie do głównego obiektu zdjęcia, by zapełnił on niemal całkowicie kadr. Pozostawienie większego obszaru niezbyt zajmującego tła może sprawić, że fotografia zyska nieco „oddechu” i lekkości. To właśnie odpowiednie proporcje będą kluczem do tworzenia udanych fotografii z nutą ascezy.
Fot. Cezary Dębowski. Kino u Andrzeja
Przyrodniczych motywów zwykło się szukać z dala od ludzkich siedzib. Nie bez przyczyny, bo wiele gatunków roślin i zwierząt znaleźć można właśnie tam. Tyle że, pomimo naszej ekspansji, natura wcale nie ma zamiaru ograniczać się do zamieszkiwania jedynie łaskawie jej pozostawionych terytoriów. Przyroda to przecież nie tylko ta mityczna „dzikość”. W końcu czyż człowiek z całym swoim osobistym ekwipunkiem, domem, drogą i fabryką nie stanowi nadal części środowiska? Ten rozumny ssak przystosował się jedynie do życia tak, jak potrafił. Jedne jego poczynania wydają się bardziej usprawiedliwione, inne mniej, lecz zachowanie wielu innych stworzeń to również nie wyłącznie błogie przeżuwanie trawki. Czy lekko, łatwo i przyjemnie byłoby obserwować wilka zabijającego i pożerającego śliczne jagniątko? Czy mniej przykry byłby widok konającego z głodu wilka? Cieszy mnie każdy przejaw symbiozy na styku świata wolno ż yjących zwierząt i ludzi. Gdyby temu stadu mew było wygodniej usadowić się na drzewie – tam zapewne by się rozgościło. Ono wybrało jednak „grzędę” na szczycie stodoły sąsiada. Może ptaszyny lubią porządek i proste linie? A może, wzorem człowieka, zasiadły równym rzędem niczym w loży i czekają na rozpoczęcie seansu w plenerowym kinie? Wieczór już nadchodzi, a podniebny ekran zaczynają pokrywać nagle ogniste barwy… Cicho! Chyba właśnie się zaczyna. Mam nadzieję, że im się tutaj podoba i że będą tu również jutro, choć podejrzewam, że do pełni szczęścia brakuje im… taśmowego podajnika popcornu.
Nikon D200, matrycowy pomiar światła z korekcją –1 EV, obiektyw 80-200/2,8 przy ogniskowej 145 mm (odpowiednik 217 mm dla pełnej klatki/małego obrazka), przysłona – f/5,6, czas automatycznie dobierany do przysłony – 1/160 sekundy, ISO 100, zdjęcie
z ręki, plik RAW.
Fot. Cezary Dębowski. Pejzaż skrzydlaty
Mgły o poranku to od zawsze znakomity, minimalistyczny motyw fotografii. Oczywiście nie w postaci jednolitej połaci koloru, całkowicie wypełniającej kadr swą gładką monotonią. Choć może zajmować ona naprawdę dużo miejsca na zdjęciu, to warto przełamać jej dominację przez dodanie wyrazistych plam, kształtów czy cieni. Zdecydowanie wzbogaci to kompozycję, nie tylko nie przyćmiewając, a wręcz podkreślając niezwykłość i malowniczość tego zjawiska.
Kolejny świt spędzony na brodzeniu wśród wilgotnych oparów i rosy w poszukiwaniach ciekawego ujęcia przez moment wydawał się mało obiecujący. Ale tylko do czasu, w którym na ziemię spłynęły pierwsze kwanty kosmicznej energii. Podgrzane słonecznymi promieniami na wschodnim zboczu powietrze zaczęło unosić drobinki pary, która wkrótce wypełzła zza pagórka, tworząc złotawy pióropusz na tle zacienionej ściany drzew. Pomimo efektownego oświetlenia, wykonując pierwsze zdjęcia, miałem pewien niedosyt. Zabrakło mi elementu przyciągającego wzrok na tyle, by nie błądzić nim po całym kadrze, a przy okazji mogącego oddać skalę tego obrazu. O dziwo, po chwili moje życzenia się spełniły, bowiem nad mglistą łąkę nie wiedzieć skąd nadleciał wyraźnie zgłodniały bocian i wylądowawszy, zaczął się po niej przechadzać w poszukiwaniu czegoś „na ząb”. Pomimo posiadania długich, szczupłych nóżek i pokaźnego dzioba, ptak wyczuł zapewne, że jego wątła sylwetka może być jednak mało sugestywna, dlatego kilkukrotnie machnął rozłożystymi skrzydłami, gdy już umieściłem go w okolicach mocnego punktu. A może chciał tylko oczyścić sobie nieco pole widzenia?
Nikon D200, matrycowy pomiar światła z korekcją –1 EV, obiektyw 80-200/2,8 przy ogniskowej 200 mm (odpowiednik 300 mm dla pełnej klatki/małego obrazka), przysłona – f/16, czas automatycznie dobierany do przysłony – 1/125 sekundy, ISO 100, statyw, plik RAW.
Prostota ujęcia nie musi oznaczać fotograficznej nudy. Akcenty stawiane są gdzie indziej niż w skomplikowanych, wielowątkowych i wieloplanowych kadrach, lecz są one bardzo wyraźne, gdyż nie posiadając jako takiej konkurencji, mają niezakłóconą drogę wprost do oczu odbiorcy. Nieskomplikowany, szczery przekaz pozbawiony nadmiernego zadęcia często bywa bardziej efektowny niż „przekombinowana” kompozycja, której głównym celem nie jest wizualna atrakcyjność, lecz uzmysłowienie oglądającemu, jak złożona jest osobowość fotografa. Mam wrażenie, że często wynika to z przekonania, iż prostota jest czymś wstydliwym. Cóż, wstydliwym winno być zapewne prostactwo, lecz to zbliżone brzmieniowo określenie ma się do prostoty tak, jak amatorszczyzna do amatorstwa. W czasach gdy zewsząd zalewa nas nieustający strumień nowych obrazów, bywa, że trudno jest zainteresować widza, fotografując przejawy zwyczajnego życia w świecie natury. Może właśnie zdjęciowy minimalizm doprowadzony do granic możliwości sprawi, że twoje ujęcia zostaną przez kogoś zapamiętane na dłużej? W końcu nawet w fotografii ulicznej wiele znakomitych kadrów to „wyłowione” ze zgiełku miasta proste historie. Tak, wiem, czekanie na to Jedno Wielkie Zdjęcie, na którym rączy Pegaz sfruwa z chmur, by przejść się po zboczu Kasprowego Wierchu, może być bardzo zajmujące, lecz tymczasem proponowałbym zająć się bardziej prozaicznymi tematami, których w przyrodzie dostatek. […]
Cezary Dębowski