Na zakurzonym pograniczu afgańsko-pakistańskim położone jest miasto cieszące się złą sławą. Zamieszkane głównie przez wojowniczych i dumnych Pasztunów Peszawar upodobali sobie Talibowie. Wybuchy ich bomb nie pozwalają czuć się tam bezpiecznie. Są jednak miejsca, gdzie o zagrożeniach natychmiast się zapomina.
fot. Marcin Osman
Na terenie warsztatu samochodowego spotykam 12-letniego chłopca. Stoi pośrodku rozebranej ramy podwozia starej ciężarówki. Jego niegdyś kremowa koszula pokryta jest plamami oleju i smarów. Nastolatek rozkręca i czyści szmatą metalowe elementy. Zamiast do szkoły, rodzice posyłają go do pracy. Szybko uczy się zawodu i przynosi pieniądze do domu. Pracujące dzieci nikogo nie dziwią w tym kraju. Chłopiec należy do ekipy mechaników i artystów, spod rąk których wychodzą jeśli nie najpiękniejsze, to na pewno najciekawsze i najbardziej kolorowe ciężarówki na świecie. Sam warsztat zlokalizowany na ubłoconym podwórku bardziej przypomina zagracone złomowisko. Wszędzie walają się samochodowe części. W labiryncie metalowych ram, blach i drewnianych budek pracuje zespół brodatych mężczyzn. Znają się na swoim fachu, każdy ma swoją specjalizację. Jeden jest cieślą, inny kowalem, są spawacze, malarze, mechanicy. Tu podstawą jest praca zespołowa.
fot. Marcin Osman
Sunące po drogach ciężarówki hałasują licznymi podczepionymi dzwonkami i blaszkami. Flagi umocowane z boków szumią, a przez kakofonię dźwięków z trudem przebija się odgłos spracowanego silnika. W słońcu pstrokata karoseria mieni się licznymi kolorami. W nocy zaś ozdoby wycięte z refleksyjnej folii odbijają światła innych samochodów.
fot. Marcin Osman
fot. Marcin Osman
Moda na niezwykle ozdabianie pojawiła sie w latach 70., wraz z ciężarówkami marki Bedford, które szybko przypadły ludziom do gustu i stały się częścią tradycji. Krótkie, proste i wytrzymale konstrukcje szybko zdobyły serca miejscowych szoferów. Dobrze sprawdzały się na pylastych, pustynnych szosach Cholistanu, Balochistanu czy krętych i stromych górskich drogach Karakorum. Początkowo przesądni Azjaci malowali symbole i motywy odstraszające uroki i chroniące przed złymi duchami. Z czasem przybywało ornamentów i kolorów. Ozdabianie stało się wręcz obowiązkiem, jak wymiana oleju czy zużytych opon. Dekorowana ciężarówka to duma kierowcy, który woli oglądać swoja żonę w znoszonej burce (ubraniu zasłaniającym całe ciało z wyjątkiem oczu, stóp i dłoni) niż zaniedbany, nudny i jednobarwny pojazd.
fot. Marcin Osman
fot. Marcin Osman
Zanim ekipa zabierze się za remont i dekorowanie ciężarówki, dogadywana jest cena, dobór kolorów, forma dekoracji. Na początku demontowana jest stara, drewniana naczepa i zużyte, wyblakłe, pogięte ozdoby. Po oczyszczeniu podwozia następuje drugi etap prac. Do akcji obok spawaczy i cieśli wchodzą artyści. Z drewna i stali powstaje nowa nadbudówka. Przyczepiane są kolejne dekoracje: rzeźbione blachy, kolorowe naklejki, flagi, wiatraczki. Do dolnej części zderzaka i z boku burt mocuje się łańcuchy zakończone metalowymi dzwonkami. Wykończenie to ostatni etap prac. Szybko przybywa kolorów, detali, ornamentów. Trudno znaleźć wolną powierzchnię. Kabina w środku pulsuje barwami – im jaskrawsze i intensywniejsze, tym lepiej. Nawet wnętrza kołpaków mają swoje malowidła. Te często świadczą o bogatej fantazji autora. Nie brakuje niebieskich gór czy kolorowej papugi lecącej obok myśliwca F-16. Dramatyczne portrety bohaterów kina akcji ociekają namalowaną krwią, a zęby zaciśnięte są w złości. Auto musi być niepowtarzalne. Kierowca nie zgodzi się, by po drogach jeździł podobny egzemplarz. Ostatecznie zapłacił za modyfikacje niemało. Cena może przekroczyć realną wartość ciężarówki, a remont i dekorowanie od nowa trwają kilka tygodni. Dla szofera wygląd samochodu to wizytówka jego solidności i zarazem mobilna reklama. To magiczny wprost moment, gdy jadę najwyżej położoną międzynarodową drogą świata, Kharakorum Highway (łączącą Chiny z Pakistanem), a z przeciwka nadjeżdża ciężarówka marki Bedford, której dziesiątki intensywnych kolorów na tle monumentalnych szarych wierzchołków radują moje oczy.
Marcin Osman