- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Wystawy
- Odsłony: 7465
Warszawska Leica Gallery zaprasza we wtorek 9 września o godz. 20.00 na wernisaż Tomka Sikory ,, Cztery pory roku''.
Cztery pory roku to tytuł wystawy, a także najnowszego albumu fotografa. Zdjęcia zostały wykonane na Lubelszczyźnie, gdzie artysta od paru lat mieszka i przedstawiają polskie krajobrazy uwiecznione w różnych porach roku.
Kilkanaście lat, które spędziłem na Antypodach – mówi Tomek Sikora – było to dla mnie z jednej strony wspaniałym doświadczeniem otwierającym człowieka na inną kulturę, z drugiej zaś rodziło nostalgię za miejscem naszej młodości i nie tylko. Klimat australijski pozbawia przybyszów z Europy Wschodniej wyraźnego rytmu życia, narzuconego przez pięknie zróżnicowane cztery pory roku.
Zdjęcia z tego projektu nie są tradycyjną fotografią przyrodniczą. Autor zmienia kolorystykę i bawi się oświetleniem, by zaskoczyć widza i zwrócić jego uwagę na elementy przyrody, które zostają niezauważone, gdy oglądamy realistyczne zdjęcia polskich krajobrazów.
Tomek Sikora – autor kilkudziesięciu wystaw indywidualnych oraz 55. wydawnictw autorskich. Wraz z Andrzejem Świetlikiem założył Galerię Bezdomną. Jego projekt Alicja w krainie czarów został zaprezentowany w 1980 na Biennale Młodych w Centrum Pompidou w Paryżu i od tego czasu prace Tomka Sikory zaczęły pojawiać się w galeriach Europy i USA. Artysta w 1982 r. wyjechał do Australii, gdzie prowadził warsztaty fotograficzne w Victorian College of the Arts oraz założył studio fotografii reklamowej z Erykiem Fitkau. Zrobił zdjęcia do kampanii reklamowych w USA, Singapurze, Australii, Nowej Zelandii. Kampania dla Le Shirt przyniosła mu w 1990 roku tytuł Fotografa Reklamowego Roku w Australii, Oceanii i Południowo-Wschodniej Azji.
Tomek Sikora. Wystawa Cztery pory roku
Wernisaż wystawy: 9 września 2014 roku, godz. 20.00
Wystawa od 10 września do 30 października 2014 roku
Leica Gallery, ul. Mysia 3, II piętro
Warszawa
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Wystawy
- Odsłony: 7534
W piątek 5 września o godz. 17.30 odbędzie się wernisaż wystawy Iwony Drążkiewicz ,,Rytm miasta'' w Galerii pod Plafonem we Wrocławiu.
Moja twórczość jest bardzo intuicyjna i osobista. Tam znajduję miejsce na opowiadanie o sobie samej. Tworzę chaotycznie, impulsywnie pod wpływem przeżyć i nastroju. Bawię się przestrzenią, formą, gubię perspektywę, próbuję, poszukuję, czasami pędzę, gnam, by znów za chwilę skupić się na detalu, uprościć formę. Do tworzenia wykorzystuję fotografię, by uchwycić ten moment, tę chwilę, światło, kontur, gest, grymas lub multiplikuję zdjęcia, by zwiększyć ekspresję i dynamikę obrazu.
Iwona Drążkiewicz
Iwona Drążkiewicz urodziła się w Szczecinie. Studiowała na Europejskiej Akademii Fotografii w Warszawie pod kierunkiem Izabeli Jaroszewskiej. Jest fotografem, grafikiem. Zajmuje się obsługą marketingową firm. Współpracowała ze szczecińską firmą odzieżową Maxima, dla której przygotowała kampanię reklamową (katalogi, billboardy, strona www). Finałem współpracy była produkcja kolekcji z grafikami artystki. Jest autorką dokumentacji sztuk teatralnych.
Iwona Drążkiewicz ,,Rytm miasta''
Wernisaż: 5 września 2014 roku, godz. 17.30
Galeria pod Plafonem
Wrocław, Rynek 58
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Wystawy
- Odsłony: 8727
W piątek 5 września o godz. 18.00 odbędzie się wernisaż wystawy Zbigniewa Podsiadło zatytułowanej ,,W szarościach'', na który zaprasza Sosnowieckie Centrum Sztuki - Zamek Sielecki, Galeria Extravagance, ul. Zamkowa 2 w Sosnowcu. Wystawa zorganizowana na 40 lat pracy twórczej autora.
Kreacja
Twórczość Zbigniewa Podsiadły znam od kilkunastu lat i nie przestaje mnie fascynować.
W ciągu 40 lat fotografowania sięgał po różnorodne tematy, od portretów starców, pozujących na przyzbach swoich rozpadających się chałup lub na ulicy, poprzez sielskie pejzaże, zadumę miejsc sakralnych, fascynujące spektakle światła, do widoków zapyziałej prowincji, gdzie nawet diabeł nie mówi dobranoc, bo dawno stamtąd wyjechał ostatnim pociągiem z zamkniętej stacyjki.
Jakikolwiek temat artysta wybiera, odciska na nim swój indywidualny ślad, rozpoznawalny i niemożliwy do skopiowania. Nie polega on jednak na zabiegach technicznych czy kompozycyjnych – to raczej bardzo osobisty stosunek do tematu, który pociąga za sobą działania artystyczne. Nie znaczy to, że temat jest najważniejszy – raczej jego kreacja w umyśle artysty. Wszystkie zdjęcia Podsiadły ukazują rzeczywistość istniejącą materialnie; artysta nie ingeruje w nią. A jednak dzieła są zapisem tego, co artysta czuje i myśli na temat widzianych miejsc i ludzi.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Chwila wytchnienia.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Industrialna katedra.
Taka uwaga o fotografii wydaje się banalna, bo dotyczy samej istoty kreacyjności tej dziedziny sztuki, jednak w odniesieniu do Zbigniewa Podsiadły sytuacja wymyka się prostym definicjom.
Artysta ten nie wymyśla kadru, nie „układa” motywów i bohaterów jak na planie filmowym, co jest charakterystyczne dla tak zwanej fotografii kreacyjnej. Nie jest to też dokument. Na rozpiętej pomiędzy tymi biegunami skali twórczość Podsiadły nie daje się przyszpilić do określonego miejsca, jak każda wypowiedź wyjątkowa i osobista. Zastana materialność miejsc i ludzi zdaje się być początkowym impulsem, za którym idzie wewnętrzne przeżycie artysty. Przenosi on to doświadczenie na zdjęcie za pomocą perfekcyjnie zastosowanych środków technicznych i artystycznych tak, że ulegamy złudzeniu, iż oglądamy „obiektywną” rzeczywistość. Przekonuje nas o tym niezwykła sensualność tych prac: niemal dotykamy faktury murów lub czujemy na skórze wilgoć mgły. Kiedy jednak mamy okazję znaleźć się w plenerach, fotografowanych przez Zbigniewa Podsiadłę, oszołomieni rozglądamy się wokół. Co prawda rozpoznajemy pojedyncze kształty lub ich cienie, lecz nie dostrzegamy tych obrazów, ponieważ okazały się wizjami artysty. Kotlina Kłodzka, bohaterka cyklu „Rekwiem dla doliny”, nosi co prawda ślady smutnych wyroków historii, lecz odżywa przyrodniczo; widziałam wiele zdjęć starej cementowni w Grodźcu, wykonanych przez innych autorów, jednak żaden z nich nie dostrzegł w niej tego wymiaru sakralnego, który przenika cykl „Industrialna katedra”.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Miasto.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Sandomierz.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Stacja Kije.
Dotyczy to każdego z cykli, każdego ze zdjęć. Świadczy to z jednej strony o wielkiej wrażliwości artysty na otaczający świat, z drugiej – o ogromnej umiejętności stosowania środków, które prowadzą widza pewnie lecz niedostrzegalnie do przyjęcia wizji artysty. Pierwszy z tych elementów uwidocznił się już na początku twórczej drogi Podsiadły. Podejmowane wtedy tematy krążyły wokół spraw człowieka: jego sytuacji, jego postawy wobec otaczającej rzeczywistości. Tematy te pozostaną stale obecne w twórczości Podsiadły, włączając go w nurt fotografii społecznej (cykl „Prowincja”, cykl „Etiuda śląska”). Tylko częściowo można to tłumaczyć wpływem środowiska artystycznego, które na Śląsku i Zagłębiu było wyjątkowo zaangażowane w kwestie społeczne. Z pewnością zdecydowały wrodzona empatia Podsiadły wobec ludzi, umiejętność zapraszania obcych osób do odsłonięcia widzowi części swego świata, zatrzymując się jednak na granicy spoufalania czy nachalności. Artysta ma szczególną zdolność docierania do charakteru swoich modeli. Można ów dar dostrzec w całej jego twórczości: zarówno w odważnych portretach, które robił w latach 80. XX. wieku, w sytuacyjnych obrazach biedy i opuszczenia z przełomu wieków („Witamy w piekle”), w fotografiach miejsc etnicznie odmiennych, które wykonuje w ostatnim dziesięcioleciu (cykl „Łemkowyna”). Wszędzie przeplata się to, co w człowieku indywidualne, z tym, co ogólnoludzkie i ponadczasowe.
Ze zdjęć Podsiadły można uczyć się szacunku do drugiego człowieka. Stają się też impulsem, aby stale przypominać sobie o wrażliwości na świat i na jego różnorodny sens. Są niczym koło ratunkowe rzucone po to, abyśmy nie ślizgali się po powierzchni tabloidowego kalejdoskopu.
Z upływem czasu w twórczości Zbigniewa Podsiadły coraz częściej zaczęły się pojawiać portrety opowiedziane poprzez pokazanie otoczenia, w którym bohater zdjęcia żyje: które go ukształtowało i które on sam tworzy. Nawet miejsca historyczne („Bardejov”) lub zapomniane („Stacja Kije”) jawią się przede wszystkim jako świadectwo życia osób, które je zbudowały i wypełniały swoją egzystencją. Brak na zdjęciach żywych osób każe nam wypatrywać mieszkańców widmowych, którzy pozostawili po sobie materialny ślad („Ołomuniec”). Ich nieobecność jest jeszcze bardziej krzyczącym znakiem opuszczenia, niż potrzaskane mury.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Witamy w piekle.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Zagroda.
Artysta posiada ogromną umiejętność dostrzegania absurdu. Często osiąga przez to efekt humorystyczny, jak na zdjęciu „Wiejska zagroda”, gdzie na obskurnym podwórku pomiędzy stodołą a chlewem niszczeje luksusowy powóz. Ten rodzaj humoru potęguje przerażająco smutną wymowę całości. Podsiadło jest wrażliwy na estetyczne piękno świata, które dostrzega w krajobrazach z pozoru pospolitych, jak choćby chałupy pośród uprawnych pól („Wielkopolska”). Jednak w obiektywie artysty doskonale zakomponowane, skontrastowane z zachmurzonym niebem, urastają do rangi imago mundi. Artysta ma również nieomylne wyczucie, że oglądane pejzaże właśnie odchodzą w przeszłość i jesteśmy ostatnimi, którzy mogą je jeszcze zobaczyć („Sacrum i popiół”, „Łemkowyna”). Wiele miejsc odsłania przed nim wymiar sacrum, choć nie zawsze chodzi o wymiar religijny – raczej o najwyższy poziom aksjologiczny. Są to nie tylko przestrzenie dość oczywiste, jak kościoły i cmentarze (cykle „Postoje pamięci”, „Prawosławie”), ale także opuszczone ruiny cementowni (cykl „Industrialna katedra”), opustoszałe ulice miasta (cykl „Tożsamość miejsca”) lub nawet wielki żuraw pod tarczą słoneczną (z cyklu „Krajobrazy nierealne” - „Kazimierz”).
To nie temat generuje sakralność wymowy, ale jego odbiór przez artystę.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Zakonnice.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Postoje pamięci.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Pejzaż księżycowy.
Fot. Zbigniew Podsiadło. Tryptyk - schody.
Coraz częściej samo światło, z jego metafizyczną symboliką staje się głównym bohaterem zdjęcia, komponując go estetycznie i znaczeniowo (przykładem niech będzie cykl „Światła”). Środki, którymi Podsiadło nas przekonuje, nie wybijają się na pierwszy plan, lecz są integralnie złączone z tematem. Techniczna biegłość autora pozwala na doskonałą kontrolę na końcowym efektem. Konwencja fotografii czarno-białej, którą zazwyczaj stosuje, nie jest dla niego przełożeniem na ten język świata kolorów, lecz tworzeniem nowych wartości kompozycyjnych i sensualnych. Charakterystyczna jest szeroka skala gradacji od jasnych szarości do głębokich czerni, z podkreśleniem tych ostatnich. Artysta podchodzi do tworzenia kadru w sposób niezwykle analityczny. Bezbłędnie dokonuje wyboru fragmentu rzeczywistości. Charakterystyczny dla niego jest sposób komponowania, oparty na liniach diagonalnych perspektywy zbieżnej, często w ostrych skrótach, co niezwykle dynamizuje zdjęcie. Równocześnie za pomocą pustki lub nasycenia motywów autor osiąga idealną równowagę kompozycji. Stosowanie „złotego podziału” nadaje każdemu tematowi klasycznej harmonii. Lustrzana kompozycja motywów i żabia perspektywa monumentalizują zastaną architekturę, nadając jej cechy sakralności i ponadczasowości. Światło niekiedy ostro wydobywa fakturę murów i skał, niekiedy zalewa obraz kaskadą miękkich oparów; zawsze nadaje zdjęciu sensualność. Wysublimowana estetyka przenika wszystkie dzieła Zbigniewa Podsiadły, mieszając się z egzystencjalnymi pytaniami i metafizycznymi sugestiami.
Wystawa prezentowa w Galerii Extravagance w Sosnowieckim Centrum Sztuki – Zamek Sielecki nie jest typową wystawą rocznicową. Co prawda, 40-lecie pracy twórczej Zbigniewa Podsiadły było pretekstem do jej zorganizowania, jednak jako pracownicy Zamku Sieleckiego jesteśmy przekonani, że na podsumowania jeszcze stanowczo za wcześnie. Artysta nadal rozwija się i tworzy. Wystawa ta ma na celu sumaryczne ukazanie jego fotografii, jego sposobu myślenia i tworzenia. Nie jest zbudowana w sposób chronologiczny, lecz wątkowy, co ma ukazać odbiorcy artystyczną ponadczasowość zdjęć. Fotografie z lat 90. sąsiadują z najnowszymi, jeszcze nigdzie nie prezentowanymi, które w przyszłości rozwiną się w kolejne cykle i kolejne wystawy, których już teraz jesteśmy ciekawi.
Małgorzata Malinowska-Klimek, kurator wystawy
Inny świat Podsiadły
Na tej wystawie Zbigniew Podsiadło wprowadza nas w nieznany, groźny i dziwny świat. Jest ona zupełnie niepodobna do ważnych w jego twórczości poprzednich realizacji „Prowincja” czy „Łemkowyna”.
To były wystawy mieszczące się w nurcie dokumentu społecznego. „Prowincja” była obrazem degradacji Polski małomiasteczkowej w czasach PRL-u, a oglądana obecnie pokazuje, że nic się niestety od tamtych czasów nie zmieniło. „Łemkowyna” natomiast to piękna, wzruszająca opowieść o mało znanym zakątku naszego kraju, którego mieszkańcy, pomimo trudnej historii, zdołali zachować odrębność kulturową, językową i religijną.
Wystawa „W szarościach. 40 lat pracy twórczej Zbigniewa Podsiadło” nie jest retrospektywą w potocznym znaczeniu tego słowa. To nowe - z ostatnich lat - fotografie, inne myślenie. Nowa też forma, choć autor lubił i często używał obiektywu szerokokątnego, zawsze wypowiadał się tylko w czerni i bieli, a treść była w jego fotografii najważniejsza, podczas gdy strona formalna nie rzucała się w oczy.
Teraz jest nieco inaczej. Chociaż Zbyszek Posiadło potrafi doskonale łączyć formę z treścią, to wyraźnie widać, że forma jest bardzo ważna, choć i tak pełni funkcję służebną w stosunku do treści.
Projekt „Industrialna katedra” jest dominującą częścią wystawy. Tutaj najwyraźniej widać nowego Podsiadłę. Szeroki kąt podkreśla monumentalność architektury, a równocześnie ogrom dewastacji.
I to niebo, czasami przerażająco białe, a innym razem - smolisto czarne. To obraz futurystyczny.
Może końca naszej cywilizacji, a może końca świata. Podobnie jest z innymi cyklami. „Księżycowy pejzaż” - brak najmniejszego nawet śladu cywilizacji, kontrast między białymi skałami, a czarnym niebem potęguje grozę. Surrealistyczne „Miasto” sprawia wrażenie, jakby zdjęcia były wykonane w jakimś innym, nieznanym nam, a odkrytym przez Podsiadłę świecie. W tym samym klimacie jest „Stacja Kije”, ale też „Zagroda”, czy „Uliczny krzyż”. „Witamy w piekle” i „Zakonnice” to prace na których można zidentyfikować postacie ludzkie-nieludzkie. Zakonnice wyglądają jak zjawy poruszające się w scenografii teatralnej.
Natomiast moim zdaniem, zdecydowanie najlepszą pracą tej wystawy jest „Witamy w piekle” (dwie postacie w prawdziwym współczesnym inferno). Jest ona doskonałym łącznikiem między starym, a nowym Podsiadłą. Z jednej strony jest wstrząsającym obrazem naszych czasów, a z drugiej, pod względem warsztatowym, doskonale mieści się w klimacie całej wystawy. Na tej wystawie znajduję też jednak trochę „starego” Podsiadły, choć w nowym wykonaniu, tego jakby jeszcze sprzed „Łemkowyny” i „Prowincji”. To estetyczny i ładnie skomponowany tryptyk „Schody”, a także kilka bardzo udanych pejzaży.
Andrzej Baturo
Zbigniew Podsiadło urodził się w 1955 roku. Mieszka i pracuje w Sosnowcu. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików.
Od 2004 roku prezes Okręgu Górskiego ZPAF i członek Zarządu Głównego ZPAF. Wielokrotny laureat najważniejszych konkursów i wystaw fotograficznych. Za swą twórczość został uhonorowany między innymi: Medalem 150-lecia Fotografii, Złotą Odznaką Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych w Polsce, Odznaką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Zasłużony Dla Kultury Polskiej”. Laureat Artystycznej Nagrody miasta Sosnowca w 2010 roku. Członek Rady Fundacji „Centrum Fotografii”. Członek Rady Programowej Centrum Sztuki – Zamek Sielecki. Laureat Artystycznej Nagrody miasta Sosnowca w 2010 roku. Brał udział w ponad dwustu wystawach międzynarodowych i krajowych. Otrzymał medale i nagrody na wystawach w Zagrzebiu, Singapurze, Rio de Janeiro, Budapeszcie, Moskwie, Madrycie, Pekinie, San Francisco, Berlinie.
Uczestnik i organizator plenerów i sympozjów artystycznych. Juror wielu międzynarodowych i krajowych konkursów i wystaw fotografii, w tym Światowego Urban-2014 Street Photo Contest – Exhibition, organizowanego w Trieście. Autor ośmiu indywidualnych tematycznych wystaw problemowych.
Opiekun Artystyczny Stowarzyszenia Miłośników Fotografii w Sosnowcu.
,,W szarościach“ wystawa na 40 lat pracy twórczej Zbigniewa Podsiadlo
Kurator wystawy: Małgorzata Malinowska-Klimek
Sosnowieckie Centrum Sztuki - Zamek Sielecki
Galeria Extravagance
ul. Zamkowa 2, Sosnowiec
Wernisaż w piątek 5 września o godz. 18.00,
Ekspozycja do 19 października 2014
Kurator wystawy: Małgorzata Malinowska-Klimek
Wernisaż uświetnią muzycznie: Mariusz Orzełowski - gitara i Dominik Mietła - trąbka
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Wystawy
- Odsłony: 7614
Galeria FOTART w Szczecinie zaprasza w piątek 5 września o godz. 18:00 na wernisaż wystawy zbiorowej ,,Mistrzowie Mistrza''. Autorzy wystawy: Zbigniew Wróblewski, Zdzisław Sienkowiec, Janusz Piszczatowski, Zdzisław Pacholski, Mariusz Hermanowicz, Ryszard Dąbrowski.
Idea wystawy
Gdy człowiek osiąga pewien wiek, w którym powoli zaczynają umierać jego koledzy oraz przyjaciele, zaczyna z pewną nutką nostalgii patrzeć na swoje życie, swoją odległą przeszłość i bliską przyszłość.
Jak twierdzą socjolodzy, neurolodzy oraz psychoanalitycy, o tym, kim i czym się jest, w 50 procentach decydują geny a w pozostałych kształtują nas szkoła, otoczenie, znajomi i przyjaciele.
Jako jeden z członków naszego sekstetu, zgłębiałem w mojej ostatniej wystawie pt. „Złota rybka i rower” meandry tej tajemnicy. Przyświecała mi chęć uwiecznienia bliskich, przyjaciół oraz krewnych a także podświadoma próba zdefiniowania siebie samego.
Teraz, wszyscy razem, postanowiliśmy pójść o krok dalej. Oprócz fotografii, która jest naszą pasją, łączy nas także i to, iż kiedyś w „zamierzchłych” czasach, członkowie tej grupy, byli moimi pierwszymi „nauczycielami”. Wspierali mnie radami lub krytyką oraz byli mi pomocni w działaniach fotograficznych. Nas pięciu żyjących oraz jeden „nieobecny”, ale usprawiedliwiony, postanowiło zrobić wystawę fotograficzną, na której przy pomocy zdjęć i słów chcemy samookreślić i współokreślić nas samych jako przyjaciół i fotografów. Ta wystawa to sześć indywidualnych prezentacji, powiązanych ze sobą czasem i miejscem.
Jest to także nasz przyczynek do oficjalnych obchodów 175-tej rocznicy wynalazku fotografii, świętowanych z okazji ogłoszenia szczegółów tej technologii w dniu 18 sierpnia 1839 roku w Paryżu. Jednakże już wcześniej, bo w 1822 roku, Francuz Joseph Nicéphore Niépce wykonywał swoje pierwsze heliografie. Jego najstarsze zachowane „zdjęcie” powstało jesienią 1826 roku w efekcie ośmiogodzinnego naświetlania. Zrobione ono zostało z okna pracowni w Le Gras i przedstawia okoliczne dachy. Pierwszego człowieka, a właściwie dwóch - czyściciela butów oraz jego klienta, w maju 1838 roku, sfotografował całkiem przypadkowo Louis Jacques Mandé Daguerre, poprzez naświetlanie przez 10 minut widoku z okna swojej pracowni w Paryżu. W prawie wszystkich opisach tego zdjęcia, wzmiankowany jest jedynie mężczyzna, któremu czyszczono buty, a czyścibut pomijany jest milczeniem. Jakże dobitnie ten powszechnie spotykany opis, wzmiankowanego tu dagerotypu, uwidacznia ówczesny, oraz z krótkimi przerwami trwający do dzisiaj, klasowy podział społeczny. Później fotografia była już wszędzie, podczas wojen i rewolucji, wypadków i morderstw, urodzin i śmierci, pod wodą i w kosmosie, w brzuchu ciężarnej kobiety, w bijącym sercu, a nawet we wnętrzu organicznej komórki. Fotografia zrewolucjonizowała także malarstwo i rzeźbę oraz pchnęła je w kierunku abstrakcji i formalnych poszukiwań. Obecnie aparat fotograficzny ma już każdy, niektórzy nawet kilka, a ci co ich nie posiadają robią zdjęcia komórką czy nawet zegarkiem albo okularami. Ciekawe jak za następne 175 lat będzie się dokonywać rejestracji rzeczywistości otaczającej człowieka. Oczywiście przy założeniu, że ludzkość przeżyje kolejne dwa wieki...
W imieniu członków sekstetu - Ryszard Dąbrowski, Berlin, styczeń 2014
P. S. Po wybraniu zdjęć do naszej wystawy, skonstatowałem, iż w większości z nich przewija się motyw przemijania i śmierci. I tak Zbyszek Wróblewski pokazuje grupowy portret kilkorga zmarłych kumpli oraz zdjęcia z rozruchów ulicznych w grudniu 1970 roku w Szczecinie, podczas których zginęło 16 osób; Zdzisław Sienkowiec prezentuje zdjęcia Stoczni Szczecińskiej, która po ponad 160 latach istnienia bezpowrotnie zniknęła z mapy miasta; Sławek Piszczatowski epatuje zdjęciami, poddawanych nieubłaganym prawom natury, ciał nagich kobiet, które w niektórych kulturach są alegorią i apoteozą śmierci; Zdzisław Pacholski dał zdjęcie Dorotki, wykonane na rok przed jej tragiczną śmiercią oraz filozoficzną multiplikację czaszek ludzkich. Ja natomiast prezentuję ostatnie zdjęcie wykonane przez człowieka, krótko przed tym, zanim wymarło 90% populacji homo sapiens. Prace te uzmysławiają nam, iż gdzieś tam, za którymś rogiem, czyha na nas, zręcznie posługujący się mieczem Damoklesa oraz niekiedy także i kosą, mistrz nad mistrzami...
Zbigniew Wróblewski. Okres mojej młodości przypadał na lata 60-te. Przyświecała mi wtedy zasada „wino, kobiety (tu mniejsza o szczegóły) i śpiew”, a właściwie rock and roll, lub jak to się wtedy mówiło „bigbit”. Pracowałem wtedy jako fotograf na Akademii Medycznej w Szczecinie, a w czasie wolnym od pracy przebywałem w kręgu bywalców kawiarni „Sorrento”. Kilkoro z nich zostało później zawodowymi muzykami, a największą karierę zrobił Henryk Fabian (Sawicki), gitarzysta i wokalista zespołu Czerwono Czarni, który poślubił Katarzynę Sobczyk. Okres tej beztroskiej młodości przerwały tzw. wydarzenia grudniowe w 1970 roku. Strajki i demonstracje uliczne zawładnęły całym wybrzeżem. W Szczecinie zginęło wówczas 16 osób a ponad 100 zostało rannych. Ukrytym pod płaszczem aparatem, aby nie być zlinczowanym przez demonstrantów, lub pobitym przez wojsko i milicję, wykonałem wtedy ponad sto zdjęć. Krążyły one później jako „pirackie” odbitki i dopiero po sierpniu 1980 roku zacząłem podpisywać je własnym imieniem i nazwiskiem. Zarówno te pierwsze, jak i te drugie fotografie, stały się teraz ważnym dokumentem historycznym epoki.
Zbigniew Wróblewski, czerwiec 2014
Zbigniew Wróblewski. Chłopcy z Sorrento przed wejściem do kawiarni. Po lewej, od góry do dołu Jarek, Narta †, Kormoran, po prawej, od góry do dołu: Gałus †, Kolbus, Miciak †, Kuśtyk †. Szczecin, 1963
Zbigniew Wróblewski. Barykada na ulicy Mariackiej u wylotu na pl. Hołdu Pruskiego. Szczecin, 18 grudnia 1970
Zdzisław Sienkowiec. Całe moje życie zawodowe, od 1960 do 2001 roku przepracowałem w Stoczni Szczecińskiej. Początkowo jako monter, na koniec jako technolog. Tak się składa, że również wszyscy szczecińscy uczestnicy naszej wystawy pracowali także w tej stoczni: Rysio - ponad 7 lat, Zbyszek - trzy lata a Sławek - ponad rok. Poprzedniczką Stoczni Szczecińskiej była powstała w 1851 roku Firma Früchtenicht & Brock, która w 1857 stała się majątkiem założycielskim Spółki Akcyjnej „Vulkan”. Po drugiej wojnie światowej, po przejęciu przez polskie władze administracyjne zniszczonych pochylni, w 1947 roku, 60 osób rozpoczęło odbudowę stoczni. W latach 70-tych pracowało w niej ponad 12 tysięcy ludzi.
Zdzisław Sienkowiec, maj 2014
Zdzisław Sienkowiec. Stocznia Szczecińska im. A. Warskiego. Szczecin, 1981
Zdzisław Sienkowiec. Stocznia Szczecińska - to co zostało. Szczecin, 2014
Janusz ”Sławek” Piszczatowski Dla własnej ulotnej satysfakcji portretuję ludzi oraz otaczającą mnie rzeczywistość. Pierwsze zdjęcie pochodzi z mojej nieukończonej wystawy pt. „Dream”. Miałem wtedy 22 lata i zaczytywałem się psychoanalizą. Jej skróconą wersję, w postaci dziewięciu zdjęć, pokazałem w 1988 r. w ramach Miesiąca Fotografii w Paryżu. Kolejne zdjęcie powstało w latach 90-tych XX wieku w Tunezji. W ramach pracy zawodowej fotografowałem letnią kolekcję dla firmy Magnum-Maloa. U nas był już listopad, wiec polecieliśmy tam, gdzie było ciepło i słonecznie.
Janusz Piszczatowski, czerwiec 2014
Janusz Piszczatowski. „Dream”. Szczecin, 1972
Janusz Piszczatowski. Djerba - Tunezja, lata 90-te XX w.
Zdzisław Pacholski. Latem 1976 roku, po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie, na wiecu popierającym politykę PZPR, bardziej intuicyjnie niż świadomie wykonałem tę fotografię. Wtedy nie wiedziałem jeszcze kim była ta dziewczynka. Miała ona na imię Dorotka i rok później już nie żyła. Rok 1976 był początkiem schyłku komunizmu w Polsce, kilka miesięcy po tych wydarzeniach powstał KOR. Staliśmy wtedy wszyscy na dziejowym rozdrożu, a dziecko to było symbolem, wyrażającym nasze uczucia. Dzisiaj byłaby to niespełna 40 letnia kobieta. W 2008 roku, wierząc, że media pomogą mi w jej odnalezieniu, zwróciłem się z apelem o pomoc w rozwikłaniu jej dziejów. W wyniku tego dowiedziałem się o jej tragicznym losie. Fotografia ta posłużyła także jako źródło inspiracji do audycji radiowej Jolanty Rudnik, która pod tytułem „Dziewczynka z bilbordu” otrzymała nagrodę w konkursie „Prix Italia”.
Zdzisław Pacholski, maj 2014
Zdzisław Pacholski. „Quo vadis”. Koszalin, 1976
Zdzisław Pacholski. „Śmierć na łasce czasu”. Bonin, 1977 - 2013
Mariusz Hermanowicz nie wybrał żadnych swoich zdjęć do tej wystawy. Podjęliśmy próbę skontaktowania się z nim. Niestety, wysłany e-mail na adres jego skrzynki internetowej pozostał bez odpowiedzi. Przypuszczalnie, tam gdzie Mariusz teraz przebywa nie ma internetu. Albo odpowiedział nam na swój sposób, a nam brak percepcyjnej metody zrozumienia tego przekazu.
Mariusz Hermanowicz. Darłowo, 1979
Ryszard Stanisław Dąbrowski. Pod koniec 2013 fabryka ta została zlikwidowana a jej zabudowania wyburzone.
Wpisy na forum internetowym: 03.10.2013, 09:51:51 - Nie wiem czy wiecie ale wyburzają hale na terenie fabryki. 10.11.2013, 18:43:49 - Niestety!!! Bardziej opłaca się zniszczyć to co było budowane przez lata i sprzedać grunt, niż kontynuować produkcję. 02.12.2013, 19:27:25 - Kolejna ironia losu: przetrwało wojnę i bolszewików, żeby zostać zniszczone w "wolnej i demokratycznej" Polsce.
Ryszard Stanisław Dąbrowski. Fabryka Kabli „Załom”. Załom, 1979
Ryszard Stanisław Dąbrowski. Bornholm, 2013
W archiwum Muzeum Rzeczy Dawnych, nie znajduje się żadna adnotacja, w jaki sposób aparat fotograficzny Nikon FM3A znalazł się w naszym posiadaniu. Minęło już ponad 70 lat od katastrofy, która zniszczyła poprzednią cywilizację. Dopiero teraz, jesteśmy w stanie ponownie wywoływać kolorowe filmy oraz wykonywać z nich powiększenia na papierze. Po wielu próbach, udało nam się wywołać film z tego aparatu. Ku naszemu zdumieniu ostatnie wykonane nim zdjęcie, jest fotografią przerażającego kataklizmu, który spowodował nie tylko wymarcie ponad 90% populacji ludzkiej, ale wywołał również tak silne pole elektromagnetyczne, iż bezpowrotnemu zniszczeniu uległa pamięć wszystkich komputerów, aparatów fotograficznych oraz wszelakich urządzeń digitalnie sterowanych. Posiadany przez nas negatyw jest jedynym znanym fotograficznym dokumentem tej apokalipsy. Niestety nie udało nam się ustalić, kim był autor tego zdjęcia.
Kustosz Muzeum Rzeczy Dawnych, Ryszard Dąbrowski, kwiecień 2086
Mistrzowie Mistrza - oryginalna wystawa zbiorowa w szczecińskiej Galerii FOTART
Autorzy: Zbigniew Wróblewski, Zdzisław Sienkowiec, Janusz Piszczatowski,
Zdzisław Pacholski, Mariusz Hermanowicz, Ryszard Dąbrowski.
Galeria FOTART, ul. Monte Casino 5, Szczecin
Wernisaż w piątek 5 września o godz. 18:00, ekspozycja do końca września 2014
- Szczegóły
- Mirek
- Kategoria: Wystawy
- Odsłony: 7282
2 września 2014 (wtorek) o godz. 14.00 w Domu Spotkań z Historią przy ul. Karowej 20 w Warszawie odbędzie się wernisaż wystawy plenerowej ,,Polacy wymazani. Historia Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku'', na który zapraszają: Muzeum Historyczne Miasta Gdańska i Dom Spotkań z Historią w Warszawie.
Wystawa prezentuje życie polskich mieszkańców Wolnego Miasta Gdańska, miasta-państwa, które powstało pod protektoratem Ligi Narodów po przegranej Cesarstwa Niemieckiego w I wojnie światowej. Gdańsk został odłączony od Rzeszy wskutek postanowień traktatu wersalskiego, który oficjalnie zakończył wojnę i regulował kwestie wycofania się wojsk niemieckich, granic państwowych, ustroju i obywatelstwa. Wolne Miasto Gdańsk, utworzone 15 listopada 1920 roku, istniało do wybuchu II wojny światowej. Obejmowało, obok samego miasta Gdańsk, większą część ówczesnych powiatów: Gdańskie Wyżyny, Gdańskie Niziny oraz niewielkie fragmenty powiatów wejherowskiego, tczewskiego, elbląskiego, malborskiego, kościerskiego i kartuskiego. W 1934 roku mieszkało tam ok. 408 tysięcy mieszkańców, przeważała ludność niemiecka, Polacy stanowili według różnych danych od 3 do 15% obywateli.
Wystawa dostarcza informacji na temat polsko-niemieckiego sąsiedztwa, pokojowego początkowo współistnienia Niemców i Polaków oraz antagonizmów narastających po dojściu do władzy niemieckich nazistów. W skomplikowanej sytuacji politycznej pod koniec lat 30. Gdańsk stał się jednym z punktów zapalnych w Europie, a jego polscy mieszkańcy byli coraz bardziej zagrożeni. Liczne towarzystwa, kluby, grupy o charakterze sportowym, kulturalnym i charytatywnym stanowiły o polskości Gdańska.
Pokażemy także losy Polaków z terenu Wolnego Miasta Gdańska po wybuchu wojny (plan rozwiązania „polskiego żywiołu” na terenie Pomorza Gdańskiego, miejsca kaźni: Victoria Schule i obóz Stutthof) i po zakończeniu działań wojennych, w tym próbę wymazania z historii Gdańska jego przedwojennych mieszkańców narodowości polskiej przez komunistów. Po 1945 roku Polacy na tzw. Ziemiach Odzyskanych, w tym w Gdańsku, zmuszeni byli przejść upokarzający proces weryfikacji narodowościowej i rehabilitacji.
Zapraszamy do poznania historii Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku, którzy, mieszkając tam niekiedy od pokoleń, nie zawsze byli mile widziani, a wielu z nich za otwarte głoszenie polskości zapłaciło cenę życia.
Ekspozycja będzie prezentowana od 2 września do 1 października 2014 roku przy Krakowskim Przedmieściu 32 w Warszawie przed Pałacem Tyszkiewiczów-Potockich.