To już 170 lat. Kto by pomyślał?
Historia niezbyt długa, ale za to jak bardzo znacząca. Od prymitywnych płyt srebrowych, przez różne technologie zapisywania obrazu, po najnowsze rozwiązania elektroniczne. Co tak naprawdę napędza rozwój fotografii (trzeba raczej powiedzieć urządzeń do jej produkcji/tworzenia)? Wydaje się, że podstawowym czynnikiem jest ogólny, niezwykle szybki rozwój technologii. Bo czy w tym samym tempie rozwija się fotografia – obraz zapisany na jakimś nośniku? Tu raczej mamy do czynienia z pewną transformacją, podstawa pomysłu pozostała niezmienna od ponad półtora wieku. ...
To już 170 lat. Kto by pomyślał?
Historia niezbyt długa, ale za to jak bardzo znacząca. Od prymitywnych płyt srebrowych, przez różne technologie zapisywania obrazu, po najnowsze rozwiązania elektroniczne. Co tak naprawdę napędza rozwój fotografii (trzeba raczej powiedzieć urządzeń do jej produkcji/tworzenia)? Wydaje się, że podstawowym czynnikiem jest ogólny, niezwykle szybki rozwój technologii. Bo czy w tym samym tempie rozwija się fotografia – obraz zapisany na jakimś nośniku? Tu raczej mamy do czynienia z pewną transformacją, podstawa pomysłu pozostała niezmienna od ponad półtora wieku.
Od samego początku twórcy i widzowie spierali, się czy fotografia jest sztuką. Te akademickie dywagacje trwają do dziś, podsycane przez historyków sztuki, naukowców, którzy muszą znaleźć uzasadnienie dla każdego naświetlonego kawałka papieru. Jednak czasem warto zapuścić się głębiej i odnaleźć w obrazach naświetlonych światłem drugą stronę. Manipulacja, montaż, wycinanie niewygodnych postaci czy doprawianie wąsów dla zabawy to, jak się okazuje w fotografii było niemal od zawsze. Interesująca praca Krzysztofa Tomasika opowiada między innymi o ikonie radzieckiej fotografii wojennej Jewgieniju Chaldeju. Fragment, który publikujemy w tym numerze „FOTO” dowodzi, że aby zadowolić władze, fotograf był w stanie posunąć się do daleko idących modyfikacji swych zdjęć (mówiąc dość eufemistycznie). Taka manipulacja, odkryta po latach, oburza nas, bowiem patrząc na zdjęcia mamy w sobie poczucie rzeczywistości zarejestrowanej chwili. Gdyby to malarz batalista odtwarzając pole bitwy pod Grunwaldem pofolgował swej wyobraźni, mało kto miałby do niego pretensje – wiadomo wizja artysty jest wartością samą w sobie. Z fotografami jest nieco inaczej, od Daguerre’a poczynając starali się niemal idealnie odtworzyć zastaną rzeczywistość. Popatrzmy na zdjęcia pięknych gwiazd w kolorowych pismach – czy to rzeczywistość, czy jej poprawianie?
Tymczasem, mimo rozpoczynających się wakacji, zapraszam do lektury „FOTO”, w którym są także pierwsze wrażenia z fotografowania aparatem Olympus Pen i galeria wypełniona zdjęciami Anny Bodnar.
Zbigniew Włodarski