Nikon D200 godny cyfrowy następca wspaniałego F100
Znany od czterech lat Nikon D100 nie cieszył się takim prestiżem, jak wspaniały „analog” F100 – i to pomimo usilnych starań marketingowców. Na milę „pachniał” bowiem Nikonem F80, a cyfrowa część oznaczenia i solidniejsza budowa niemal nikogo nie zmyliły. D200 to zupełnie inna bajka...
Idea konstrukcji
Ogromna luka pomiędzy świetnym amatorskim D70, a równie udanym i cenionym profesjonalnym D2x oraz jego braćmi D2H i D2HS przez długi czas powodowała, że użytkownikom Nikonów brakowało zaawansowanej cyfrówki godnej ambitnego i wymagającego fotoamatora. Zmuszeni oni byli korzystać ze sprzętu typowo amatorskiego, albo wyłożyć duże pieniądze na D2x, ewentualnie częściowo zdradzić Nikona kupując aparat w rodzaju Fuji S2/S3 Pro. Byli też tacy, którzy zniechęceni długim oczekiwaniem na wyrafinowaną lustrzankę, decydowali się na zakup Canona EOS 20D albo Koniki Minolty Dynax 7D. Jednak wszystkie te nerwowe działania ustały jesienią zeszłego roku, gdy wyszło na jaw, że od dawna oczekiwany i pożądany aparat pojawi się w najbliższych tygodniach. Wypadało już tylko czekać, urozmaicając sobie czas czytaniem w Internecie mniej lub bardziej prawdziwych, a pochodzących z różnych przecieków informacji o nowej lustrzance.
Gdy wreszcie aparat objawił się, od razu został okrzyknięty „cyfrowym F100” i to nie przez slogany reklamowe Nikona, a przez użytkowników sprzętu tej firmy. I nie można się tej opinii dziwić, gdyż D200 pod względem możliwości spozycjonowano wysoko, według niektórych dość ryzykownie, bo stosunkowo blisko modelu D2x. Przy tym kosztuje on naprawdę niedużo – 2.5 raza mniej niż D2x, 1.5 raza mniej niż najsilniejszy rynkowy konkurent, Canon EOS 5D oraz – co bardzo ciekawe – tyle samo co położony „o półkę niżej” Nikon D70 z podstawowym obiektywem na początku swojej rynkowej kariery.
Aparat od zewnątrz, czyli (prawie) same plusy
D200 sprawia wrażenie znacznie cięższego od D70, choć przy pracy masa większa o ponad 200 gramów przestaje być zauważalna. Ciekawe, że jednocześnie taka sama różnica ciężaru pomiędzy D200 a D2x jest odczuwalna w znacznie mniejszym stopniu – to oczywiście zaleta wspaniałej ergonomii D2x. Ale i D200 nie ma się czego wstydzić. Korpus w znacznej części, tak jak w modelach profesjonalnych, pokryty został identyczną, antypoślizgową i niemal klejącą się do rąk gumą, a uchwyt jest tak samo dobrze – jeśli nie lepiej – wyprofilowany. Przyciski są nieco tylko mniejsze, ale w rękawiczkach nie obsługuje się ich już tak łatwo. Dotyczy to zwłaszcza tych umieszczonych w górnej części tylnej ścianki, gdyż nie uwypuklono ich tak, jak u profesjonalnych braci. Zestaw funkcji zmienianych bez konieczności zaglądania do menu jest jednak taki sam i nie ma już mowy o tym, by – tak jak ma to miejsce w D70 czy D50 – chować tam choćby funkcje autofokusa.
Jednak „klawiszologia” D200 została opracowana na nowo, a to za przyczyną braku pokrętła automatyk naświetlania, znanego z modeli amatorskich i dodatkowego wyświetlacza, obecnego zarówno w tych profesjonalnych, jak też choćby w lustrzankach Fuji, czy Kodaka. Powodem była też z pewnością chęć zmieszczenia dużego, 2.5-calowego monitora, którego wielkość robi spore wrażenie, choć nie tak silne, jak w znacznie mniejszych aparatach w rodzaju Koniki Minolty Dynax 5D. Duży monitor oznacza brak miejsca na dodatkowy wyświetlacz i przyciski służące do obsługi funkcji „cyfrowych”, stąd ich sterowanie powierzono klawiszom na górze aparatu i ogromnemu, większemu niż w D2x, wyświetlaczowi na górnej pokrywie. Ma to swoje dobre strony, gdyż całość informacji o funkcjach sterowanych klawiszami (i nie tylko) znajduje się w jednym miejscu.
Tylna ścianka to królestwo 2.5-calowego monitora, stąd nie dziwi brak dodatkowego wyświetlacza funkcji „cyfrowych”, znanego z profesjonalnych Nikonów. Dobrze jednak że mamy tu brakującą modelom amatorskim dźwigienkę dynamicznego autofokusa. Jest też znany z F80 i D100, bardzo nie lubiany, obrotowy przełącznik sposobu pomiaru światła. Pozory jednak mylą! Obecna jego wersja ma bardzo ostre moletowanie i stosunkowo nieduże opory ruchu, więc bez problemu daje się obracać bokiem kciuka. Zauważyć warto, że wszystkie przyciski po lewej stronie monitora obsługują tylko i wyłącznie tryb odtwarzania zdjęć i oznaczone są na żółto w odróżnieniu od białych symboli na klawiszach trybu fotografowania.
Górę aparatu zajmuje wyjątkowo duży wyświetlacz, a po lewej stronie pryzmatu umieszczono zespół trzech klawiszy funkcji „cyfrowych”: rozdzielczości/kompresji, balansu bieli i czułości matrycy CCD. Pod nimi znajdziemy tradycyjne pokrętło funkcji „przesuwu filmu”, jak zwykle wymagające odblokowania przyciskiem.