SYMPOZJUM I PANEL DYSKUSYJNY W RAMACH OBCHODÓW 30-LECIA GALERII KATOWICE
Adres czyli miejsce na ziemi
Adres jest tym, co przypisuje nas do miejsca, identyfikuje z nim, staje się znakiem rozpoznawczym.
Z czasem myślimy adresami – stają się swoistym pars pro toto lokatorów, ich nieodłączną ...
SYMPOZJUM I PANEL DYSKUSYJNY W RAMACH OBCHODÓW 30-LECIA GALERII KATOWICE
Adres czyli miejsce na ziemi
Adres jest tym, co przypisuje nas do miejsca, identyfikuje z nim, staje się znakiem rozpoznawczym. Z czasem myślimy adresami – stają się swoistym pars pro toto lokatorów, ich nieodłączną cechą. Adres to usytuowanie: nazwa miejscowości, ulicy, numer domu, numer mieszkania. Adres – nawet ten krótkotrwały - to stabilizacja, określone miejsce na ziemi.
Niewątpliwie takim adresem dla śląskich fotografików była „Warszawska 5” - jeden z najbardziej znanych adresów minionego 30-lecia w życiu Katowic. W 1977 roku wprowadzili się pod „piątkę”, na drugie piętro. Dwa lata później otwarli tu galerię „Katowice”. Z ulicy prowadziła charakterystyczna czarna brama wejściowa, potem szerokie schody, na półpiętrach z witrażami w oknach. Kamienica, w której śląscy fotograficy znaleźli swoje miejsce, pamięta najświetniejsze lata miasta, jego założycieli, czasy wojny; była świadkiem najważniejszych wydarzeń z historii miasta. Przed wojną z jej okien można było oglądać wytworne towarzystwo zajeżdżające do Teatru Miejskiego, bywalców mieszczących się w rynku kawiarni, także słynnej „Kryształowej” jednej z najelegantszych kawiarń Katowic – z obrotowymi drzwiami i wielkimi wystawowymi oknami, także przedwojennych jak i powojennych, bankierów spieszących do mieszczącego się nieopodal banku, redaktorów spieszących do rozgłośni Polskiego Radia… A potem lata okupacji i nowe czasy lat powojennych. O tym wszystkim długo i pięknie może opowiadać Andrzej Rożanowicz – lokator tej kamienicy od zawsze, a sąsiad fotografików. On nadal tu mieszka, przechadza się po rynku, o którym i o wydarzeniach tu się dziejących wie wszystko …
Galeria „Katowice” wprowadziła na „Warszawską 5” pod postacią zrazu czarno-białych, potem kolorowych fotografii miasto i ludzi. Znakomicie wpisała się w pejzaż głównej ulicy miasta. Fotografia obserwująca życie, obserwująca ludzi, przetwarzająca rzeczywistość w artystyczne wizje – wszystko to zamieszkało na „Warszawskiej 5”.
Wcześniejsze adresy śląskich fotografików to także adresy – jak by dzisiaj powiedziano – kultowe: „Dworcowa 13” (siedziba pierwszego Biura Wystaw Artystycznych, dziś Związku Polskich Artystów Plastyków i redakcja miesięcznika społeczno-kulturalnego „Śląsk”), Warszawska 32 – Dom Związków Twórczych, najbardziej znany jako „Marcholt”, nawet ulica Wieczorka – jakiż to był numer? (dziś Staromiejska) – z zakamarków pamięci wydobyć można widok gabloty z umieszczonym w nim, przyciągającym wzrok zdjęciem (nieopodal była inna gablota – reklamująca firmę fotograficzną „Foto-Holas” Haliny Holas-Idziakowej i Leonarda Idziaka, wypełniały ją zjawiskowe twarze upozowanych pięknych kobiet, fantazyjne pozy nowożeńców, roześmiane buzie bobasów i dzieciaków pozujących do zdjęć komunijnych bądź z okazji tzw. „roczku”. To chyba tu można było także zajrzeć do fotoplastykonu i cieszyć oko przesuwającymi się przed oczami przedwojennymi „trójwymiarowymi” fotografiami. To przecież nieopodal „Warszawskiej 5”…
A „róg 15 Grudnia (dziś św. Jana) i Dworcowej (nie Pocztowej, jak podaje w swojej książce Alfred Ligocki)? To wielki, nowoczesny, jak na owe czasy (lata 70.) sklep foto-optyki – wprawdzie fotograficy nie wprowadzili się tu, był to jednak adres „tymczasowego zameldowania”.
Każdy z tych adresów pozwalał na oglądanie serca miasta z różnych perspektyw.
I wreszcie ostatni adres. Po 30 latach nastąpiła wielka przeprowadzka. Nowe czasy, nowy adres. Fotograficy i ich galeria opuścili „Warszawską 5”. Zabrali popiersie Bułhaka, marmurową tablicę, która zawsze wisiała przy wejściu, zabrali z galerii … stare fotele, a z biura … szafy, a wraz z nimi atmosferę tamtego miejsca. Bo nie można przeprowadzić się tak po prostu i zacząć wszystko od początku. Na nowym miejscu – tym razem na „św. Jana 10” – zajęli miejsce na najwyższym piętrze. Na ten sam rynek patrzą „z lotu ptaka”. Niezwykły to widok. Z okien przestronnej galerii oglądają Katowice aż po horyzont – rynek jakoś zmalał, ludzie stali się bardziej anonimowi, ale za to jakże imponująca perspektywa obserwacji! Ulokowane w wykuszu okna prowokują do wyciągnięcia z torby aparatu i utrwalenia życia miasta i niezwykłych widoków dnia codziennego. Fotograficy zadomowili się w jednej z najpiękniejszych secesyjnych kamienic – róg św. Jana i Staromiejskiej (!). Wyremontowana i odrestaurowana kamienica odkrywa swoje niepowtarzalne piękno – polichromie i ukryte dotąd kamienne balustrady. Galeria „Katowice” spogląda na miasto z góry – a pokonywanie kilku pięter nie jest straszne nawet dla nestorów – także dla ciągle pełnej wigoru życiowego i twórczego - Haliny Holas – Idziakowej, która przed laty nieopodal, tuż rarogiem, miała swoje studio fotograficzne.
Galeria znów zapełnia się wystawami – to już nie tylko czarno-białe i kolorowe fotogramy, to pokazy multimedialne – do galerii wkroczyła elektronika, komputeryzacja i tzw. nowe media. Galeria zmienia się wraz z miastem, idzie z duchem czasu. Ale niezmiennie dawne istnieje obok nowego, archiwalne obok nowoczesnego. Jak niegdyś, tak i teraz, adres śląskiego ZPAF-u łączy pokolenia. Ciągle swoje miejsce mają tu różnorodne postawy twórcze, dyskusje o fotografii i artystyczne spory.
Czy to na „Warszawskiej 5” czy na „św. Jana 10”, śląscy fotograficy są zawsze u siebie. Zabrali spod starego adresu to co najważniejsze – swoje miejsce na ziemi.
Wiesława Konopelska
GALERIA KATOWICE ZPAF, Katowice, ul. Św. Jana 10 (III piętro),
20 listopada, godz 17,00,
http://www.zpaf.katowice.pl/aktualnosci.html
Z życia Towarzystw i Klubów Fotograficznych