Drukuj
Kategoria: Vademecum fotografii
Odsłony: 10021
vZima zagościła na dobre, zbliżają się wyjazdy na ferie, warto więc poświęcić nieco uwagi naszemu sprzętowi fotograficznemu, którym zechcemy uwieczniać zimowe szaleństwa w warunkach ... ekstremalnych.

Wszystkie aparaty fotograficzne zawierają w swoich instrukcjach obsługi precyzyjnie podany zakres temperatur, w których będą prawidłowo pracować. Niemal zawsze dolnym krańcem tego przedziału jest temperatura 0oC. Czy to znaczy, że zimę aparat powinien spędzić na ciepłej półce? Chyba nie, zwłaszcza że ci sami konstruktorzy, którzy piszą o zerze stopni, jednocześnie wśród programów tematycznych cyfrówek umieszczają automatykę przeznaczoną do fotografowania na śniegu. To wreszcie można, czy nie? ...

Zima zagościła na dobre, zbliżają się wyjazdy na ferie, warto więc poświęcić nieco uwagi naszemu sprzętowi fotograficznemu, którym zechcemy uwieczniać zimowe szaleństwa w warunkach ... ekstremalnych.

Wszystkie aparaty fotograficzne zawierają w swoich instrukcjach obsługi precyzyjnie podany zakres temperatur, w których będą prawidłowo pracować. Niemal zawsze dolnym krańcem tego przedziału jest temperatura 0oC. Czy to znaczy, że zimę aparat powinien spędzić na ciepłej półce? Chyba nie, zwłaszcza że ci sami konstruktorzy, którzy piszą o zerze stopni, jednocześnie wśród programów tematycznych cyfrówek umieszczają automatykę przeznaczoną do fotografowania na śniegu. To wreszcie można, czy nie?
Jasne, że można, a ograniczenia podawane w danych technicznych to w ogromnym stopniu jedynie zalecenie lub asekuracja producentów. Dają nam oni do zrozumienia, że kategorycznego zakazu fotografowania nie ma, ale aparaty i osprzęt mają prawo nie spisywać się tak dobrze, jak w „normalnych" temperaturach, a my nie mamy prawa ich za to winić. Przecież ostrzegali.

zp01

Oczywiście istnieją sytuacje, gdy fotografowanie na zimnie „grozi śmiercią lub kalectwem" sprzętu, ale wystarczy trochę zdrowego rozsądku, by tego uniknąć. Niewiele go trzeba, by zdać sobie sprawę, że nie warto fotografować w zamarzającej mżawce czy tarzać się w śniegu z cyfrówką niezabezpieczoną przed wilgocią. To rzeczy chyba dla każdego oczywiste, choć czasami, gdy posłucha się opowieści serwisantów, można zmienić zdanie. Jak więc ustrzec się tych groźniejszych i mniej groźnych ewentualnych następstw?

„Pancerny' Ricoh G600 reklamowany jako solidne narzędzie pracy dla strażaków, ratowników, budowlańców. Jestem pewien, że zimą będzie sobie świetnie dawała radę.

„Pancerny" Ricoh G600 reklamowany jako solidne narzędzie pracy dla strażaków, ratowników, budowlańców. Jestem pewien, że zimą będzie sobie świetnie dawała radę.

Zacznę od tych pierwszych, czyli mogących nie tylko zakłócić bądź przerwać nam fotografowanie, ale spowodować uszkodzenie sprzętu. Silny mróz powoduje, że tworzywa sztuczne, z których wykonana jest większość mechanizmów i obudów cyfrówek, stają się twardsze, bardziej kruche, mniej plastyczne. Tworzywa kurczą się, jedne bardziej, inne mniej, stąd zmieniają się pasowania pomiędzy poszczególnymi elementami i współpracują one ze sobą inaczej niż w wyższych temperaturach. Te wszystkie czynniki powodują, że obudowa „pracuje" w inny sposób i może pęknąć przy uderzeniu, przy którym powyżej zera w ogóle by nie ucierpiała. Delikatniej też powinniśmy obchodzić się z klapkami, drzwiczkami i zatyczkami, zarówno tymi z twardych, jak i miękkich tworzyw czy też gumy. Stają się one mniej wytrzymałe, łatwiej je wyrwać lub ułamać, zwłaszcza że często fotografujemy w rękawiczkach, co nie przydaje precyzji palcom. I tu po raz pierwszy dotknę kwestii jakości sprzętu. W aparatach droższych lub pochodzących od renomowanych producentów, mamy duże szanse, że nie użyto byle jakich materiałów i konstruktorzy byli w stanie zmieścić się w budżecie używając plastików, które nie tylko w 0oC, ale i w -10oC nie wykazują istotnych zmian w zachowaniu. Choć przyznam, że kiedyś przy -15oC, podczas rozstawiania statywu dobrze znanej, wcale nie najtańszej marki, pękły mi dwie plastikowe obejmy w mechanizmach blokujących wysuw nóg.
Całe to zagadnienie dotyczy oczywiście również wewnętrznych mechanizmów, które po skurczeniu się współpracujących elementów mają prawo ciężej pracować. Zwłaszcza, że zgęstnieniu ulegają użyte w nich smary. Ciężej jest z tego powodu akumulatorom, które przecież są schłodzone, a więc pracują w niekorzystnych warunkach. Mróz i obniżone napięcie zasilania nie wpływają też dobrze na zachowanie wyświetlaczy LCD, które tracą kontrast i mają znacznie większą bezwładność. To oczywiście zachowanie tymczasowe. Po powrocie do normalnych warunków ekrany wrócą do dawnej formy.

Możliwość pracy nawet przy temperaturze -10 stopni C deklarowana jest w przypadku kilku zaledwie kompaktów. Oprócz pokazanego tu Pentaksa Optio W80, do tej wyróżniającej się grupy należy jego „brat' W60, trzy Olympusy z serii mju Tough oraz Canon PowerShot D10.

Możliwość pracy nawet przy temperaturze -10 stopni C deklarowana jest w przypadku kilku zaledwie kompaktów. Oprócz pokazanego tu Pentaksa Optio W80, do tej wyróżniającej się grupy należy jego „brat" W60, trzy Olympusy z serii mju Tough oraz Canon PowerShot D10.

No właśnie: zasilanie. Ponieważ dla żadnego z typów zasilania sprzętu foto praca na mrozie nie jest przyjemnością, postarajmy się, by jej dodatkowo nie utrudniać. Jak najrzadziej wyłączajmy i włączajmy aparat. Unikniemy w ten sposób niepotrzebnego zużywania energii, zwłaszcza na - utrudnione przecież - wysuwanie i chowanie obiektywu oraz aktywowanie i kończenie pracy elektroniki. Jeśli wiemy, że przez kilka-kilkanaście minut nie będziemy fotografować, wygaśmy tylko monitor. Chowanie akumulatora / baterii w ciepłej kieszeni to niby dobry pomysł, ale wiąże się ze wspomnianym każdorazowym wyłączeniem i włączeniem aparatu. Ma to większy sens w przypadku lustrzanek, w których włączeniu / wyłączeniu nie towarzyszą działania mechaniki. Najlepszym wyjściem jest oczywiście zasilanie kabelkiem z akumulatora przechowywanego w ciepłej kieszeni. Do niewielu cyfrówek takie zestawy zasilania są produkowane, ale że ogromna większość aparatów ma gniazdo zasilacza, więc problem da się rozwiązać. Niech jednak zajmie się tym osoba mająca w temacie wiedzę i umiejętności.

Jeśli nasz aparat zasilany jest paluszkami, korzystajmyz akumulatorów NiMH albo z baterii litowych.

Jeśli nasz aparat zasilany jest paluszkami, korzystajmyz akumulatorów NiMH albo z baterii litowych.

   Obecnie w aparatach najczęściej stosowane są akumulatory: dedykowane litowo-jonowe (Li-ion), albo niklowo-wodorkowe (NiMH) paluszki AA. Zasadniczo NiMH sprawują się lepiej przy zimowym fotografowaniu, gdyż są odporne na silne obciążenia, także przy obniżonej z powodu niskiej temperatury pojemności. Natomiast pociągnięcie dużego prądu ze zmrożonego akumulatora Li-ion powoduje znaczne skrócenie jego żywotności. Na marginesie: pewnie to było przyczyną, dla której Canon tak długo trzymał się NiMH w zasilaniu EOSów 1D(s). Nowsze aparaty stały się jednak oszczędniejsze, technologia Li-ion poszła do przodu, stąd obecnie korzystają z niej nawet reporterskie lustrzanki będące najbardziej prądożernymi cyfrówkami. Z tych samych powodów niedawno pojawiły się na rynku kompakty, których producenci dopuszczają pracę w -10oC.
Jeśli aparat zasilany jest paluszkami, to akumulatory NiMH są tam stosowane często, ale nie zawsze. Po pierwsze dlatego, że nie każdy użytkownik fotografuje dużo i często, a więc wygodniej mu korzystać z paluszkowych baterii alkalicznych albo litowych. Po drugie - część aparatów nie zaleca korzystania z akumulatorów. Jeśli więc planujemy zimą korzystać z baterii, a nie akumulatorów, to zapomnijmy o alkalicznych, gdyż niemiłosiernie tracą one na pojemności już przy słabym mrozie, zwłaszcza gdy próbujemy wydobyć z nich więcej mocy. Natomiast litowe, choć kilkukrotnie droższe, sprawują się w takich warunkach znacznie lepiej, a niezależnie od tego, dla dużych obciążeń mają wydajność mniej więcej tylokrotnie od alkalicznych wyższą, co cenę. Niektórzy pewnie jeszcze pamiętają paluszkowe akumulatory niklowo-kadmowe (NiCd) i ich umiejętność pracy nawet w -20oC. Kilka lat temu rozmawiałem z pracownikiem Policji, który był odpowiedzialny za zakupy sprzętu fotograficznego dla tej instytucji. Krzywił się on na „wynalazki" w rodzaju akumulatorów NiMH i Li-ion, a preferował sprzęt, w którym można używać klasycznych NiCd. Powodem takiego nietypowego podejścia była właśnie bezproblemowa praca w bardzo niskich temperaturach, wymagana przez „służby". Teraz NiCd w zastosowaniach fotograficznych to już przeszłość. Paluszki NiMH osiągają niemal 3-krotnie wyższe pojemności, a do tego kadm z akumulatorów NiCd jest szkodliwy dla środowiska, co spowodowało powstanie silnych ustawowych ograniczeń w ich produkcji i stosowaniu. Nie mówiąc już o efekcie pamięci, powodującym, że ten typ akumulatorów dla prawidłowego i długotrwałego funkcjonowania wymaga specjalnej troski.
I ostatnia sprawa dotycząca zasilania: nie liczmy, że akumulatory i baterie no-name będą się sprawowały tak dobrze, jak markowe. W wyższych temperaturach różnice mogą być nieduże, ale w trudnych warunkach spotęgują się. Na tym nie warto oszczędzać.

Wszystkie obecne na rynku mrozoodporne kompakty są też - w różnym stopniu - wodoszczelne. Na zdjęciu Canon PowerShot D10.

Wszystkie obecne na rynku mrozoodporne kompakty są też - w różnym stopniu - wodoszczelne.
Na zdjęciu Canon PowerShot D10.

Kilka zdań co do ubioru. Ważną kwestią są rękawiczki, a czy te noszone na co dzień nadają się do obsługi aparatu, sprawdźmy zanim wyjdziemy z domu, a nie dopiero na początku fotografowania. Przy słabym mrozie można rozważyć fotografowanie bez rękawiczek i zakładanie jak najcieplejszych w przerwach. Na silnym mrozie to już nie najlepszy pomysł. Tu warto mieć na stałe założone cienkie rękawiczki, a na nie zakładać ciepłe, gdy nie fotografujemy. Bo nie zawsze możemy liczyć na takie udogodnienie, jak w Olympusach serii mju Tough, którymi można sterować za pomocą puknięć w obudowę. To pomysł właśnie na okazje fotografowania w grubych rękawicach.

Olympus mju Tough-6010. Podobnie jak i w pozostałych modelach tej serii, kilka z funkcji może być przełączanych za pomocą pukania w obudowę. Tu nie musimy się więc martwić, że nasze rękawice narciarskie kiepsko nadają się do obsługi aparatu.

Olympus mju Tough-6010. Podobnie jak i w pozostałych modelach tej serii, kilka z funkcji może być przełączanych za pomocą pukania w obudowę. Tu nie musimy się więc martwić, że nasze rękawice narciarskie kiepsko nadają się do obsługi aparatu.

   Chować aparat pod kurtkę na czas przerw w zdjęciach, czy nie? Ze względów termicznych warto, ale pod kurtką może być wilgotno, a skraplająca się na aparacie para wodna nie jest ulubioną przez niego rzeczą.
No właśnie, to skraplanie jest kolejnym problemem wartym wspomnienia. Pojawia się on najczęściej, gdy schłodzony sprzęt wniesiemy do ciepłego pomieszczenia. Znajdująca się tam w powietrzu wilgoć skrapla się, a w skrajnych warunkach nawet zamarza na aparacie i obiektywie, głównie na elementach szklanych i metalowych, gdyż one mają największą pojemność cieplną. Skroplenie może też nastąpić we wnętrzu aparatu i tam woda pozostanie dłużej, gdyż warunki przewietrzania są znacznie gorsze. Jak to wpływa na elektronikę, nie muszę wspominać. Na pozbycie się tego problemu jest kilka metod. Chodzi przede wszystkim o to, by sprzęt uniknął bezpośredniego kontaktu z ciepłym powietrzem albo by był to kontakt następujący stopniowo i powoli. Najlepszym polecanym przez praktyków rozwiązaniem jest szczelny plastikowy worek, najlepiej z równie szczelnym zamknięciem, a jeszcze lepiej z torebeczką żelu silikonowego absorbującego wilgoć wewnątrz. Aparat wkładamy do worka jeszcze na mrozie, worek owijamy ciasno wokół aparatu, by wewnątrz było jak najmniej powietrza, zamykamy i możemy wejść do wnętrza. Woda skropli się na worku, a ewentualną wilgoć wewnątrz niego pochłonie żel. Z moich doświadczeń wynika, że zamknięcie i żel nie są niezbędne. Trzeba tylko zadbać, by worek był naprawdę szczelny, ściśle owinąć go wokół aparatu, a otwarty koniec dobrze zawiązać lub skręcić. Jeśli sprzętu jest więcej, to możemy do większego worka włożyć całą torbę fotograficzną. Problem jest mniej znaczący, gdy wróciliśmy do domu na dłużej. W takich sytuacjach, według mnie nawet foliowy worek jest zbędny. Na mrozie wyciągamy z aparatu kartę pamięci (żeby zgrać zdjęcia), akumulator (żeby naładować), zatykamy obiektywy, aparat chowamy do torby, a całą torbę wstawiamy do szafy. Powolna wymiana powietrza pomiędzy torbą a wnętrzem szafy oraz szafą a otoczeniem, pozwoli na bezbolesne - choć kilka godzin trwające - ogrzanie sprzętu. A z ładowaniem akumulatora poczekajmy około godziny, aż osiągnie temperaturę pokojową.
Jeśli natomiast do wnętrza wchodzimy tylko na krótko, to owinięcie aparatu bądź całej torby w zasadzie jest koniecznością. W zasadzie, gdyż jest jeszcze lepsze rozwiązanie: wejście do wnętrza samemu, bez sprzętu. Pomysł zaczerpnąłem z historii opowiedzianej przez fotografa, który pojechał na alaskański wyścig psich zaprzęgów. Na miejscu skierowano go do baraku przydzielonego dziennikarzom, a gdy zapytał, jak go znaleźć, usłyszał: „poznasz go bez problemu, bo przed nim na słupie wiszą aparaty". Uważam, że to świetne rozwiązanie, nie narażające sprzętu na zmiany temperatury i zawilgocenie. Z wielu względów takie postępowanie może się okazać niemożliwe - Polska to nie Alaska...

   O tym, jak fotografować zimowe scenerie, można przeczytać w artykule "Fotografujemy śnieg".

 Roman Zabawa