czwartek, 25 kwiecień 2024

Spis treści

Przy zoomie 50-150 mm f/2,8 od razu czujemy, że to wyjątkowo porządnie skonstruowany obiektyw, i to pomimo że metalu z zewnątrz ma jak na lekarstwo. Metalowy jest rzecz jasna bagnet, a poza nim jedynie połączony z nim fragment obudowy. Jak sprawy mają się w środku, trudno stwierdzić. Pewne jednak, że szkła tam nie brakuje. Soczewek jest aż 18, w tym 4 wykonane ze szkła o niskiej dyspersji SLD. Jak przystało na długoogniskową optykę topowej klasy, zarówno ustawianie ostrości, jak i ogniskowej odbywa się za pomocą ruchów wewnętrznych grup soczewek. To z pewnością nie ułatwiło zaprojektowania kinematyki członów optycznych obiektywu, ale efekty warte były zachodu. Nie ma wysuwającego się z obudowy tubusu, a więc znikają kłopoty związane z wymyśleniem i zastosowaniem wytrzymałego i trwałego ruchomego połączenia. Drugi ogromny plus, to łatwe do wykonania, skuteczne uszczelnienie obiektywu. Tu jednak Sigma nie chwali się szczególnym zabezpieczeniem przed dostaniem się do środka pyłu czy kropelek wody. Plus trzeci, to łatwość uzyskania małych oporów ruchu poszczególnych grup soczewek, co powinno skutkować mniej prądożernym lub szybszym autofokusem oraz lekko obracającymi się pierścieniami.

Obiektyw 50-150 mm nie zmienia długości ani przy ustawianiu ostrości, ani ogniskowej. Jest zgrabnym, niedużym obiektywem, stąd konstruktorzy zdecydowali o zastosowaniu niezbyt długiej, nieprofilowanej osłony przeciwsłonecznej.

Maksymalny otwór względny to stałe w całym zakresie ogniskowych f/2,8, co w tym wypadku wcale nie oznacza znacznej średnicy zooma. Powodem jest oczywiście ograniczenie pola obrazowania obiektywu do pola przetworników obrazu APS-C, dzięki czemu odpowiednik małoobrazkowych 70-200 mm uzyskujemy przy krótszych ogniskowych. Stąd zamiast filtrów 77 mm, w Sigmie 50-150 mm używamy 67 mm. Mocowanie filtrów schowane jest we wnętrzu nieprofilowanej osłony przeciwsłonecznej. Wydłużenie i wyprofilowanie jej byłoby oczywiście możliwie i z pewnością przyczyniłoby się do poprawy jakości zdjęć wykonywanych pod światło, ale obiektyw straciłby wtedy na swej kompaktowości.

Napędem autofokusa jest oczywiście ultradźwiękowy, pierścieniowy silnik HSM.